W drodze po pomoc

W drodze po pomoc

Daniel, Jakub i Kamil trzej wspaniali młodzi ludzie. Poznali się w pracy na CallCenter LuxMed. Polubili od razu. Połączyły ich wspólne zainteresowania, sport, szczególnie piłka nożna, wiedza ogólna o świecie oraz podróże. Lubią żyć aktywnie, ciekawie oraz nieszablonowo, co szczególnie widać po ich pomysłach podróżniczych, które wspólnie realizują. Podróże to ich największa pasja, sposób na życie. Uwielbiają wspólnie przemierzać kilometry podziwiając piękne miejsca oraz krajobrazy. Mówią, że każda podróż rozwija, wzbogaca i uczy tolerancji. Lubią nawiązywać nowe przyjaźnie z napotykanymi ludźmi. Wychodzą z założenia iż to co zobaczą, nikt im nie odbierze…jest ich, że ważniejsze są wspomnienia od dóbr materialnych. Podróże łączą z wyzwaniem w celu lepszego poznania samych siebie, stąd takie pomysły jak zdobycia dachu Afryki czy też podróż pociągiem z Warszawy do Pekinu.
Pomysł przejścia wybrzeża Bałtyku początkowo również zrodził się z tych pobudek, dopiero później uznali iż chcieliby komuś pomóc. I tak zaczęła się myśl o akcji „W drodze po pomoc” Taka potrzeba była gdzieś w środku, podobały im się podobne akcje dzięki którym niesiono pomoc. Postanowili więc sami zmierzyć się z takim wyzwaniem.

Do Środowiskowego Domu Samopomocy przy ul. Górskiej 7 trafili dzięki przyjaciółce Oli Sroce, która pracuje w nim jako terapeutka. Tak ich poznaliśmy. Ich pomysł na przejście wybrzeżem Bałtyku i połączenie tego z chęcią pomocy komuś kto takiej pomocy potrzebuje od raz skradł nasze serca.
W akcji „W drodze po pomoc” Daniel, Jakub i Kamil chcą pokonać pieszo całą linię brzegową Polski od granicy z Niemcami do granicy z Rosją. Startują 18 maja i mają do pokonania 530 km piachu. Przejdą przez wszystkie nadmorskie miejscowości turystyczne – od wyspy Wolin, przez Słowiński Park Narodowy, Półwysep Helski, Zatokę Gdańską, kończąc w miejscowości Piaski na Mierzei Wiślanej. To nie łatwe wyzwanie, ale chłopaki są pełni wiary i zapału. Patronat nad akcją objął sam Robert Korzeniowski – wielokrotny mistrz olimpijski, świata i Europy. Jeden z najwybitniejszych polskich sportowców w historii i najbardziej utytułowany olimpijczyk.
Gdy mieliśmy wybrać osobę, dla której warto wyruszyć w drogę po pomoc, nie mieliśmy najmniejszych wątpliwości. Wszyscy, jednogłośnie powiedzieliśmy, że musi to być nasza Sylwia, gdyż to ona z całej naszej Ośrodkowej społeczności najbardziej potrzebuje wsparcia. Historia Sylwii i jej wspaniałej mamy Danusi wzruszyła też chłopaków nie mieli więc wątpliwości, że tę wyprawę i ten wysiłek poświęcą właśnie im.
Sylwia Kaczmarek jest 39 letnią kobietą, która całe swoje życie, każdego dnia zmaga się z tysiącem ograniczeń spowodowanych niepełnosprawnością. Nigdy do końca nie zdiagnozowano co jest jej przyczyną. Żyje w otoczeniu kochającej rodziny, która od wielu lat bez cienia skargi wspiera ją w codziennym funkcjonowaniu, pielęgnując, lecząc i rehabilitując. Kiedy była mniejsza było to łatwiejsze im jest starsza tym jej dostęp do rehabilitacji jest bardziej ograniczony, a jest to niezbędne, by zniwelować napięcie i spastykę, która nie tylko utrudnia jej poruszanie, ale też jest przyczyną fizycznego cierpienie. Bardzo poważnym problemem Sylwii jest też lekooporna padaczka, będąca stałym zagrożeniem dla jej życia. Pomimo tych wszystkich ograniczeń Sylwia od 16 lat uczestniczy w zajęciach Środowiskowego Domu Samopomocy w Warszawie przy ul. Górskiej 7.
Są dni łatwiejsze i trudniejsze, ale Sylwia potrafi się tak uśmiechać, że dzień staje się lepszy i nasze serca uśmiechają się wraz z nią. Najbardziej nas boli, gdy Sylwia płacze bezgłośnie, gdy widzimy, że cierpi a my nie wiemy dlaczego, bo nie potrafi nam tego powiedzieć. Wtedy jesteśmy najbardziej bezradni. Chcielibyśmy też pomóc jej wspaniałej mamie Danusi, która nigdy nie narzeka i z wielkim oddaniem i samozaparciem opiekuje się córką a także jako terapeutka pomaga innym osobom niepełnosprawnym. Obie są tego warte. Chcielibyśmy wraz z tymi trzema wspaniałymi chłopakami zdążyć z pomocą jaka jest im obu potrzebna.
I właśnie dlatego my przyjaciele Sylwii i jej mamy Danusi chcemy zebrać środki na potrzebną im pomoc. Wiemy, że wiele innych osób czeka na wsparcie, potrzebujących jest wielu… ale dziś chcemy pójść wszyscy razem z Danielem, Kamilem i Jakubem dla Sylwii. Chodźcie z Nami…
Poniżej konto, na które można wpłacić datki pieniężne na niezbędną rehabilitację.
W utworzeniu konta pomogła nam nasza wieloletnia przyjaciółka, wspaniały człowiek pracujący z osobami z niepełnosprawnością sprzężoną Anna Witarzewska – Prezes Stowarzyszenie Rodziców i Przyjaciół Dzieci Niewidomych i Słabowidzących Tęcza, którego Sylwia i jej mama są członkami.

Stowarzyszenie Rodziców i Przyjaciół Dzieci Niewidomych i Słabowidzących TęczaSylwia
ul. Kopińska 6/10, 02-321 Warszawa
Alior Bank SA
08 2490 0005 0000 4600 5579 8271
z dopiskiem: Sylwia Kaczmarek

Nasza Fundacja będzie relacjonować ten wspaniały wyczyn, i cel dla jakiego idą Daniel, Kamil i Jakub… bo to też nasz cel…
Oni dziś Postawili na Nas….na Sylwię.

Relacja z wyprawy

Dzień 1 – Zaczęło się jak w katalogu turystycznym… piaszczyste plaże, słońce, błękitne niebo… potem zamknęliśmy ten katalog i otworzyliśmy książkę, pt: „Szkoła przetrwania na wybrzeżu”. Ruszyliśmy z granicy polsko-niemieckiej o godzinie 9:30. Pierwsze pokonane kilometry uświadomiły nam z jakim wyzwaniem przyszło nam się zmierzyć… W ciągu 10 godzinnego marszu przeszliśmy 35 km… Piękne krajobrazy Wolińskiego Parku Narodowego rekompensowały nam trud.

Dzień 2 – Idąc w piekielnym słońcu dotarliśmy do Pobierowa, ok 60 km od startu.

Dzień 3 – Sobota… Nie spać, zwiedzać, maszerować. Pogoda sprzyjająca. Jest chłodniej… Idziemy dalej… Gdzie nogi poniosą…Idziemy dalej… Dzisiejszy dzień okazał się bardzo trudny… Dostaliśmy w kość. Cel oraz Wasze wsparcie jednak dodaje nam sił i pcha nas do przodu. Dotarliśmy do Mrzeżyna – 85 km od startu. Czas na odpoczynek… bo jutro dla odmiany idziemy…

Dzień 4 – Nowy dzień, nowe siły… Wyruszyliśmy z Mrzeżyna w kierunku Kołobrzegu. Silny wiatr zachodni pomógł nam rozwinąć skrzydła. Ten odcinek pokonaliśmy szybko, bez większej utraty sił. Będąc w Kołobrzegu założyliśmy sobie, iż tego dnia docelowo dotrzemy do Mielna – duże wyzwanie bo mieliśmy do pokonania kolejnych 35 km… Wyruszyliśmy około 17. Długi czas utrzymywaliśmy szybkie tempo marszu. W pewnym momencie zastała nas noc. Wykorzystaliśmy czołówki, które wraz z milionem gwiazd na niebie rozświetlały nam drogę. Było niezwykle trudno ale udało się… Dotarliśmy do Mielna o godzinie 1:50, pokonując dystans, aż 55 km. To była walka z piaskiem, bólem stóp oraz zmęczeniem. Obecnie jesteśmy na 140 km od startu. Było najtrudniej jak dotychczas ale morale podskoczyło do góry…
Po wczorajszym rekordzie, poranek przyniósł bardzo złą nowinę – Kamil z uwagi na uraz stopy, który uniemożliwia mu sprawne poruszanie się, musiał przerwać wyprawę. Miejmy nadzieję, że uraz nie okaże się poważny i już niedługo wróci na szlak. Wyprawa trwa dalej. Przypominamy… w drodze po pomoc DLA SYLWII.

Dzień 5 – Rano po przebudzeniu nic nie wskazywało, że to będzie inny dzień jak dotychczasowe. Kamil odczuwający ból przy każdym postawieniu stopy, nie chcąc spowalniać marszu podjął decyzje, iż przerywa wyprawę. To była trudna chwila dla naszej trójki bo tworzymy jeden zgrany zespół… Ruszyliśmy w dalszą wędrówkę… Dzisiejszy etap składał się z dwóch odcinków; pierwszy 11 km do Łazów, drugi 11 km do Dąbek. Na początku było ciężko… trud wczorajszego maratonu dalej odczuwaliśmy w nogach. Poza tym marsz utrudniała niezliczona liczba latających insektów. W Łazach zjedliśmy pyszną smażoną rybę, jak nad morzem przystoi . Kolejne 11 km pokonaliśmy znacznie szybciej docierając do Dąbek w dobrym zdrowiu. Na obecną chwilę przeszliśmy 162 km… Czas na regenerację i ruszamy w dalszą drogę… Kamilos, czekamy na Twój powrót na szlak.

Dzień 6 – Po przespanej całej nocy wyruszyliśmy z Dąbek pełni optymizmu. Początkowo trasa prowadziła przez gesty las. Następnie zeszliśmy na plażę, którą dotarliśmy do Darłówka. Miasteczko urokliwe ale po krótkiej przerwie ruszyliśmy w dalszą drogę do Jarosławca. Dystans 21 km dzielący obie miejscowości przeszliśmy w ciągu 4 godzin. W Jarosławiu podjęliśmy decyzje, iż obejście poligonu wojskowego (ok. 25 km do Ustki) zostawimy na kolejny dzień, ze względu na brak miejsc noclegowych. Znaleźliśmy nocleg w domku letniskowym u miłego starszego Pana, który przyjął nas pomimo, iż pokoje nie były przygotowane do sezonu… Dla nas najważniejsza była możliwość położenia się do łóżek a nie wygody 🙂 Jesteśmy na 192 km od startu.

Dzień 7 – Wczesnym porankiem wyruszyliśmy w dalszą drogę. Poranek był pochmurny i chłodny… Odczuliśmy ulgę po dotychczasowych upałach. Ruszyliśmy w kierunku Ustki omijając poligon wojskowy. Nieciekawy odcinek 25 km pokonaliśmy idąc wzdłuż ruchliwej ulicy. W Ustce nabraliśmy sił na dalszą wędrówkę do Rowów, gdzie zaplanowaliśmy nocleg. Dalsza część trasy była znacznie ciekawsza… Idąc w słońcu przeszliśmy 17 km plażą. Jeden dzień a dwa zupełnie różne odcinki. Łącznie 41 km w dniu dzisiejszym. Rowy znajdują się 233 km od startu.

Dzień 8 – Opuszczając Rowy od razu minęliśmy bramę Słowinskiego PN. Znak informacyjny wskazywał kierunek marszu do Łeby – 37 km. Idąc szlakiem podziwialiśmy piękno natury tego wyjątkowego miejsca. Na chwilę zatrzymaliśmy się przy urokliwym jeziorku Dołgie małe. Następnie pokonaliśmy imponującej wielkości wydmy. Zgodnie uważamy, iż to był najciekawszy fragment dotychczasowej trasy. Do Łeby dotarliśmy idąc plaża. Wiatr zachodni sprzyjał szybkiemu tempu marszu. Na miejscu czekała nas miła niespodzianka. W odwiedziny przyjechała mama Daniela wraz z koleżanką Kasią. W dniu dzisiejszym przeszliśmy 37 km – łącznie 270 km. Minęliśmy półmetek.

Dzień 9 – Wyruszyliśmy z Łeby bez dużych plecaków, które zabrała mama Daniela. Spakowaliśmy najbardziej potrzebne rzeczy, takie jak woda, batony energetyczne, owoce, itd. Nasze ramiona poczuły ulgę. Pierwszy dłuższy postój zrobiliśmy w Białogorze, gdzie zjedliśmy posiłek. Następnie ruszyliśmy do miejsca noclegu Karwii – 17 km. Do Dębek dotarliśmy bardzo zmęczeni. Ból stóp uniemożliwiał myślenie o niczym innym. Poza tym bolące piszczele i biodra utrudniały każdy kolejny krok. Na plaży w Dębkach wzięliśmy proszki przeciwbólowe, żeby dotrzeć do Karwii. Zacisnęliśmy zęby i ruszyliśmy przed siebie kolejnych 6 km. Niesamowita mgła sprawiła niepowtarzalny klimat. Po maratonie 4 dnia to był drugi najtrudniejszy etap wędrówki. Pokonaliśmy 44 km. Łącznie przeszliśmy 314 km od Świnoujścia.

Dzień 10 – Noc w Karwii spędziliśmy w ośrodku „Sęk”. Wspominamy o tym ze względu na przemiłą właścicielkę. Nikt wcześniej nie przyjął nas tak serdecznie. Po śniadaniu ruszyliśmy w kierunku Władysławowo – 15 km. Obaj mamy wiele miłych wspomnień związanych z tym miejscem. Mijając Władka weszliśmy na Półwysep helski. Dotarliśmy do Chałup. Pokonaliśmy jedynie 23 km. Popołudnie spędziliśmy w kwaterze, żeby nabrać siły. Zmęczenie z dnia na dzień przychodzi coraz szybciej. Jutro ruszamy na Hel…

Dzień 11 – Dotarliśmy na Hel. Doszliśmy na koniec lądu o godzinie 19:16 🙂 Odkryliśmy półwysep na nowo – jego piękno i niepowtarzalny klimat. To nie jest koniec naszej wyprawy… jutro wracamy w kierunku Władysławowa. Jesteśmy 368 km od Świnoujścia.

Dzień 12 – Wracając z Helu wybraliśmy inną drogę. Ścieżka prowadziła głównie wzdłuż Zatoki puckiej. Droga powrotna do Władysławowa zajęła nam około 9 godzin. Przeszliśmy 40 km – 408 km od startu.

Dzień 13 – Dziś mija 13 dzień naszej wyprawy. Nadszedł więc czas na jej podsumowanie. Przeszliśmy ponad 400 km, zdobyliśmy Hel spełniając wszelkie warunki, aby móc nazywać się Bałtyckimi Długodystansowcami. Pogoda, choć piękna dla wczasowiczów, dla nas była wyjątkowym trudem. Pozdrawiamy – ekipa z wybrzeża 2017
Najważniejszym jednak celem było pokazanie Wam jak wygląda codzienność Sylwii. Otoczona uśmiechem i pomocą najbliższych codziennie trwa w swojej podróży. Mimo bólu i zmęczenia. Tak samo i my codziennie szliśmy dalej, ze spuchniętymi nogami i z zaciśniętymi zębami. Pomimo bólu uśmiechając się, gdy było to tylko możliwe. Takie wyzwania to dla Sylwii codzienność, dla nas zaledwie dwa tygodnie. To wręcz nieprawdopodobne jak Sylwia, ale i inni ludzie będący pod opieką Środowiskowego Domu Samopomocy walczą codziennie, godzina po godzinie i nadal potrafią cieszyć się z otaczającego ich świata, ze wschodów i zachodów słońca, czy alegorycznie – z szumu fal. Ich ścieżka jest wysypana z piasku. Nie ma tutaj prostych szlaków. Dlatego dziękujemy wszystkim Wam, którzy śledzili nasze poczynania, wpłacili choćby złotówkę i przez chwilę przystanęli by poznać Sylwię.
Przypominamy że możliwe jest nadal wpłacanie na numer rachunku Sylwii. Jeśli ktoś z Was nie ma możliwości lub chęci dokonania przelewu może pomóc swą obecnością. Zapraszamy do wolontariatu pod adresem: http://www.gorska7.pl/
Jeszcze raz wielkie dzięki za wszystko! Widzimy się na trasach życia. Pamiętajcie: warto pomagać!

Zosia Pągowska – Danielu, Jakubie, Kamilu… trudno mi napisać co czuję czytając to co napisaliście…Dla mnie osoby pracującej od lat wśród osób z niepełnosprawnością to inna perspektywa, to mój świat, świat, który kocham, który dał mi i daje każdego dnia tak wiele. Jako rodzic takiej osoby poznałam też każdy kawałek tej drogi, którą idą nasze rodziny…Raz jest łatwiej, raz trudniej…wiem też jak ważne jest takie zwykłe ludzkie wsparcie w codzienności,…My sobie je dajemy…Zawsze gdy trudno , gdy są problemy , gdy rodzina potrzebuje pomocy staramy się być obok…towarzyszyć….to misja..Osoby z niepełnosprawnością zwłaszcza intelektualną nie mają zbyt dużo przyjaciół w otwartym środowisku. Każda taka osoba jest dla nich jak podarek od losu…Nie wiele osób chce im podarować trochę swojego czasu…:).. takich osób stale szukamy…Przyjaciół dla nich…Wy przyszliście do nas ot tak….ze swoją pasją podróżniczą, pomysłem, wrażliwą młodością…:)…to był dla nas wszystkich ten właśnie podarek od losu …Wspólnie wszyscy na osobę, dla której warto iść w drodze po pomoc wybraliśmy Sylwię no i jej mamę Danusię. Obie kochamy i obie są dla nas wszystkich bardzo ważne… 🙂
Wy zaimponowaliście nam swoją determinacją, wolą walki, pokonywaniem niemożliwego…Czuliśmy Wasz trud i szliśmy z Wami każdego dnia do celu..:) Nie byliście w tej drodze sami…To, co zrobiliście dla Sylwii i w jakim stylu zabrało nasze serca… Jestem przekonana, że to takie maleńkie ziarenko, które da dobre owoce…:)
Przytulam Was mocno do serca i dziękuję… Wiem jedno dawanie innym zawsze wraca dobrem do osoby dającej… oby do Was zawsze wracało…


Danuta Kaczmarek Bardzo Wam dziękujemy💟💟💟. Jesteśmy pełni podziwu dla Waszej wytrwałości i walki o każdy kilometr, który zbliżał Was do celu🚶🚶🚶. Jesteście wielcy💪💪💪. To co napisaliście, daje wiarę w człowieka.
A to serce jest dla Was od Sylwii, która w ten sposób chce wyrazić swoją wdzięczność 😘😘😘

Foto-relacja z wyprawy